#000007

Okazuje się, że absolutnie wszystko zatacza koło i zawsze znajdziemy się w punkcie wyjścia, niezależnie od tego czy przebyliśmy już krótki czy długi dystans od linii startu. W rezultacie bilans zawsze wychodzi na zero, widocznie to właśnie zero jest złotym środkiem, dzielącym plus od minusa i choć wydaje się, że to poziom 10 jest tą złotą linią to tak naprawdę po okresie złudzeń orientujemy się, że jednak w podsumowaniu zawsze wychodzi zero, zawsze. Globalnie nie jest to zły rezultat, podchodząc do tego lokalnie jest już inaczej, ale lokalne spojrzenie na przebieg sytuacji jest mało obiektywny i nie uwzględnia wszystkich aspektów. Zatem otrzymuje po raz kolejny zero. Trzymając się stereotypu, zero jest zawsze bliżej plusa niż minusa, co prawda matematycznie rzecz biorąc zero ma znak nieokreślony, ale złudzenie stawia przed nim zawsze plus. Nieudolnie staram się podnieść tą linię złotego środka, przerzucić ją bardziej w przestrzeń dodatnią.. nieudolnie, bo nieudolnie, ale się staram.

#000006

Gdybym uznał, że czas pędzi ostatnio bezlitośnie to miałbym racje, ale gdybym uznał, że w to wszystko wtrąca się monotonia to naruszyłbym cienką barierę, którą najprawdopodobniej jest złudzenie. Pęd wskazówek nadaje temu wszystkiemu mniejsze znaczenie czasowe. W ramach sprostowania, wszystko ma znaczenie niezmienne i niektóre wydarzenia czy osoby mają to znaczenie nadal w nadmiarze, lecz ogólny pęd wprowadza zupełnie inne, błędne odczucie. Otóż będąc obserwatorem w ruchu zauważamy coraz mniej i coraz mniej zaczynamy odczuwać. Górą bierze wiatr wiejący nam w twarz, bądź plecy pchając nas na przód. Do czego zmierzam, bądź wokół czego się obracam. Otóż, pozwoliłem sobie ostatniego czasu na dość leniwe chwile i może nie tyle leniwe, lecz w bezruchu. Co zauważyłem? Dużo więcej niż w biegu, dużo więcej.. Najważniejsza w tym wszystkim wydała mi się świadomość, by obserwując ten ruch nie mieć uczucia, że coś tracę nie sunąć z masą, lecz docenić, że siadając na chwile zyskam nową, lepszą perspektywę..
Doświadczenie o tyle cenne, bo rzadkie..

#000005

17 kwiecień, znamienna data. Otóż już od kilku lat wiem, że jeżeli mamy dzień miesiąca z 7 to nie będzie rozkoszy, nie będzie nawet neutralnie. Nie staram się tego zrozumieć, to jest pewnik! Z początku zupełnie zapomniałem o tym, nie mam jeszcze skłonności do sprawdzania dokładnej daty przy porannym papierosie, wystarcza mi oschła nazwa dnia tygodnia i już wiem co będzie dalej. Zaskoczenie? Tym większe, że już z samego rana wygrałem złotówkę. Uwielbiam te automaty do kawy, które zawsze coś w sobie kryją i poranny uśmiech rehabilitują dobrym groszem. Dobrym bo świeżym. Uśpił moją czujność, ukołysał mnie do tego co miało się stać. Mój ulubiony Pan Wąski, doskonały inżynier analfabeta, który otrzymując dodatek przed nazwiskiem wyrzucił pół słownika by upajać się słowami: paralaksa, stojan, elektromagnetyzm i najważniejsze: dokładnie! Jednak zacięcie do sztuki ma, a dzięki wspaniałemu Panu prezesowi TVP miał okazje zobaczyć film znamienny i jako umysł o nieograniczonych możliwościach szybko znalazł odzwierciedlenie treści w teraźniejszości. Otóż mam, mamy niezmiernie dużo szczęścia! Pisząc mam/mamy, mam na myśli wszystkich bezużytecznych ludzi (gdyż nasz lotny umysł taką kategorię zdążył już wprowadzić). Według naszego mędrca, wszystkich bezużytecznych ludzi wprowadzali do komory gazowej, nasz fart polega na innych realiach uniemożliwiających te działania.
I byłem w proszku, nie pozostało mi nic innego jak uświadomienie owego Pana, że sam wciąga się w patologie.. Inżynier! Brzmi dumnie, brzmi, ale w ciszy, bo każde słowo wypowiedziane przez inżyniera (nie chce urazić nikogo, to kontynuacja poglądów Pana Wąskiego) jest kaleką werbalizacją nie mająca podstaw.
Nie oszukujmy się, jeżeli ktoś ma wykorzystać moc 7 to nie inżynier. Bynajmniej, to nie on wpędzi mnie w stan lęku.
Posiałem trawę, rośnie.. Rośnie, a ja wciąż gonie króliczka.. Zacząłem się zastanawiać dziś nad tą gonitwą. Jeszcze nigdy nie miałem tyle sił.

#000004

W jego żyłach nie płynie krew lecz lęk. Nie lubię takich dni jak ostatnio kiedy nic nie wiem i boje się tej niewiedzy i ta niepewność..
Znów zacząłem przyglądać się mojemu obrazowi. Znów analizuje linie życia i zastanawiam się czy już wypadłem ze złotego środka czy wciąż odbijam się od band zwanymi granicami szczęścia i rozsądku.
Gonić króliczka, gonić króliczka.. Gonie! Cały czas gonie i będę gonił. Jedyny pewnik w tym momencie, będę gonił króliczka..

#000003

Chodzi o to, żeby gonić króliczka, tylko co zrobić gdy zamiast uciekać przepadnie bez śladu.. Nigdy się nie bałem śmierci, swojej przynajmniej. Moje egoistyczne podejście ogranicza się do świadomości, że śmierć skojarzonej z ucieczką. Ucieczką tego co tu zostanie. Niestety, lęk spowodowany jest czyjąś nadchodzącą śmiercią.. Czyjaś jest kilkakrotnie boleśniejsza. Świadomość samotności i braku zrozumienia skazuje mnie na bezcelowe brodzenie, a podczas tego brodzenia, co gorsza, nie usłyszę już słów: "załóż kalosze".
Wystartowałem za nim jak najlepiej mogłem, nie zastanawiałem się czy zachować siły na dalszy ciąg gonitwy czy wykorzystać je teraz. Nie myślałem, choć myśli pojawiały się w mojej głowie, jednak one tylko uszczęśliwiały mnie nieustającym biegiem.. Nie szacowałem, nie wprowadzałem żadnej taktyki w ten bieg. Biegłem, biegłem i wraz z pokonywanym dystansem czułem rodzące się we mnie pokłady siły. Zaskoczenie zupełne, odmiana, odrodzenie..
Biegłem i upajałem się..
Teraz siedzę, i wypełniam pusty pokój tytoniowym dymem.. Zaczyna robić się coraz ciemniej i ciemniej, światło przygasa, nadciąga cisza..

#000002

Zdecydowanie warto było zamknąć furtkę i wpuszczać wybiórczo ludzi do środka. Wszczepione we mnie zachowanie zaowocowało 'ładem i składem'. Co tu się oszukiwać, na bagnie niczego się nie zbuduje, trzeba porzucić sentyment i przenieść się na lepszą działkę. To zadanie zaplanowałem sobie na święta, poszukiwania rozpoczęły się wraz z nadchodzącym wielkim tygodniem. Zazwyczaj już na samą myśl o katolickich obrzędach cierpła mi skóra, tym razem zawitał spokój.. Jeżeli sam tego nie zniszczę to nikt inny nie da rady, jeżeli ma się ustabilizować to tylko dzięki mojej osobie. Błąd, stabilizacja przyszła z zewnątrz, przyszła, zaopiekowała się i dała mi poczucie wiary i wspólnego celu. Będąc w samotności mogłem walczyć tylko z babilonem, teraz mogę walczyć o miejsce w tym babilonie, gdzieś z boku, z innymi priorytetami, z innymi marzeniami.
"..Zamykamy furtkę i stawiamy własny dom, sadzimy własne rośliny i żyjemy dla tej magii która jest w nas, dla prostych przyjemności nocnych spacerów.." - jeśli ktoś podsumował tak nasze wspólne, w dodatku pierwsze święta, to może być to tylko osoba, która w milczeniu odnajduje zrozumienie, a nie doszukuje się podtekstów i nie pyta sie dlaczego chomik biega. Biega bo lubi..
Jesteśmy kopią samych siebie i jeżeli kopie można rozróżniać, to jesteśmy tą najlepszą kopią. To nie bęben i wiązka światła odwzorowała te dwie postacie, nie prasa, lecz ręce, które głaszcząc uderzały za każdym razem to w inny policzek.

Poniedziałkowy wtorek wydaje sie nie do zniesienia, niskie ciśnienie, skype przynoszący nie najciekawsze wieści i wyciąg z konta bankowego sprawia, że siedząc za biurkiem nie jestem w stanie skupić się na pracy. Lepiej zatrzymać się, znaleźć chwile i nie tyle pomyśleć, co upajać się chwilą i snuć po cichu plany na nadchodzący czas. Czas.. od dwóch lat nie mam zegarka na ręce, za to od roku mam gumową opaskę. Ale nie lanserka, w żadnym wypadku. Generalnie sam się zaskoczyłem, jeszcze nigdy nie miałem zespolonego żadnego przedmiotu z moim ciałem przez tak długi czas i z którym nie rozstawałem się nawet na chwile. K. trafił bezbłędnie wręczając mi ją na urodziny. Zielona, lepiej być nie może a w dodatku jest z AZS'u, i za każdym razem gdy na nią patrze mam przed oczami J. który tak szczegółowo planował sobie kolejne dni swojego życia, przykładnego jak żadne inne. Byłbym głupcem, gdybym nie wspomniał tu o Nim. Byłbym egoistą gdybym nie wspomniał tu o niej, bo T. razem z J. byli dla mnie jedynym nieskazitelnym wzorem i nadzieją na partnerstwo. Więc gdy spoglądam na lewą rękę, słyszę w mojej głowie słowa, które podczas spotkań z nimi przelatywały bezwładnie i być może tylko oni potrafili swobodnie posługiwać się tymi słowami, ktokolwiek inny rzucałby nimi, ciskał w drugą osobę i zamiast lotnością swą zaskakiwać, trzaskali by w swojaka jak w wroga i nie lotnymi pyłami lecz kamieniem z drogi. ".. Ślubna, czy zjesz śliweczkę..".

#000001

Obiecywałem sobie przez długi czas, ale zawsze ulegałem presji, asertywność. W tym roku nauczyłem się znaczenia tego słowa w sensie praktycznym. Promocja goni promocje, kurczaki, koszyczki i inne niezbędne akcesoria zalewają nasz chłonny rynek a Gwidon postanowił wreszcie święta spędzić sam. Warunki są sprzyjające bardziej niż zawsze, nawet chwila chwili nierówna, a teraz równiejsza niż zawsze, silniejsza i bardziej nafaszerowana egoizmem. Egoizm - wymawiając te słowa na każdej masce pojawia się gorycz, jadąc autobusem czuje spojrzenia, bynajmniej brak w nich radości, brak zrozumienia, jest w nich pełno smutku i złości. Gwidon, dlaczego jesteś egoistą? Dlaczego zamykasz furtkę i nie wpuszczasz ani nie wychodzisz ze swojego podwórka? Nie wystarczyło Ci ogrodzenie?
Jestem tu, sam dla siebie, sam obok siebie, ale tylko w sensie lokalnym. Jest to dobry początek na nowy rozdział, zamykam furtkę i zaczynam siać trawę.